Każda kobieta prawdopodobnie przynajmniej raz w życiu wyobrażała sobie tę scenę: morze, słońce, przytulny pokój hotelowy, zapach kremu z filtrem, leniwe śniadania na balkonie i ciepłe wieczory z lampką wina.
Najważniejsze, że to wszystko dzieje się z mężczyzną, którego kochasz.
Myślałam, że w końcu wszystko się ułoży. Po serii nieudanych związków czułam, że znów uczę się zaufania.
Aleksiej pojawił się w moim życiu w idealnym momencie. Wpadliśmy na siebie w kawiarni – luźna rozmowa o cappuccino nagle przerodziła się w długą korespondencję, a potem w randki.
Był dziewięć lat starszy, pewny siebie, spokojny i powściągliwy. Podobało mi się, że nie próbował robić wrażenia, a po prostu był sobą. W ciągu trzech miesięcy zbliżyliśmy się do siebie; przedstawił mnie swoim znajomym, zapraszał na wystawy, zabierał do dobrych restauracji. Czułam, że to było coś autentycznego.
Kiedy zaproponował wspólny wyjazd nad morze, nie wahałam się ani chwili.
Wydawało się to logicznym krokiem. Wspólne wakacje były szansą na jeszcze lepsze poznanie się, na bycie razem, bez zgiełku wielkiego miasta. Zatrzymaliśmy się w przytulnym, butikowym hotelu z pięknym widokiem. Pierwsze dwa dni były naprawdę magiczne. Aleksiej był uważny: trzymał mnie za rękę, przynosił kawę do łóżka i robił mi zdjęcia na tle morza. Uśmiechał się, żartował i opowiadał o swoim dzieciństwie i o ojcu, który dawno już nie żyje. Złapałam się na myśli: czy to naprawdę ten jedyny? Ktoś, z kim mogłabym zbudować coś prawdziwego, nie narażając się na poparzenia.
Ale już trzeciego dnia coś zaczęło się zmieniać.
To były drobiazgi, ale je czułem. Na początku to było subtelne podrażnienie. Siedzieliśmy w kawiarni, robiłem zdjęcie deseru do moich opowieści, jak zawsze, i nagle usłyszałem:
„Musisz wszystko rozłożyć? Nie możesz po prostu zjeść?” – pytanie zadano rzeczowo, ale w głosie słychać było chłód.
Zawahałem się i odłożyłem telefon. Nie drążył tematu, a ja nie pytałem. Ale włączył się ten sam wewnętrzny analizator, który wie, że nic nie dzieje się bez powodu.
A potem było jeszcze więcej. Zaczął się marszczyć, kiedy zaproponowałem mu plany na dzień.
„Czy chcesz się doczołgać do kolejki linowej w tym upale?”
„Tak naprawdę przyjechałem tu, żeby odpocząć, a nie żeby chodzić do muzeów” – te słowa przerywały nastrój, jakbym sugerował coś strasznego.
Zamiast spacerować, siedzieliśmy w cieniu przy basenie, a wieczorem oglądaliśmy telewizję i piliśmy lampkę wina. Starałam się nie denerwować, myśląc: cóż, po prostu do siebie nie pasujemy. Ale w głębi duszy czułam, że coraz bardziej się adaptuję.
Czwartego dnia poczuł zazdrość.
Bez wyraźnego powodu. Kelner uśmiechnął się do mnie, kiedy podałem danie – i to było wszystko. Aleksiej natychmiast się wycofał. Milczał, marszczył brwi, a wieczorem powiedział:
„Flirtujesz ze wszystkimi. Widzę to.”
To było tak, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. To było tak nieoczekiwane, że nawet nie wiedziałam, jak zareagować. Próbowałam spokojnie wytłumaczyć, że to nieporozumienie, ale on nie słuchał. Po prostu zamknął się w sobie. Tego wieczoru prawie nie rozmawialiśmy.
Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta z każdym dniem. Zaczął czepiać się moich ubrań:
„Dlaczego to założyłaś?” „Mógłabyś wyglądać skromniej.”
Zaczęłam się wahać, zanim założyłam moją ulubioną sukienkę. Potem przestałam robić zdjęcia. A potem przestałam wyrażać swoje pragnienia. Każda inicjatywa go denerwowała. Zaczęłam żyć jego nastrojem, a nie swoim. Wszystko działo się powoli, jakbym była cicho zepchnięta na dalszy plan, i wciąż się uśmiechałam, żeby nie zepsuć sobie wakacji.
Szóstego dnia obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że nie chcę nigdzie iść. Czułam się zmęczona, ale nie fizycznie – emocjonalnie. Miałam dość prób, żeby te wakacje były udane. Przy śniadaniu Aleksiej ani razu na mnie nie spojrzał. Tylko wiadomości w telefonie, cisza i zimna kawa. Tego wieczoru poszedł „na samotny spacer” – powiedział, że potrzebuje ciszy i spokoju. Zostałam w pokoju, usiadłam przy oknie i patrzyłam na zachód słońca odbijający się w szybie. Czułam pustkę w piersi. Zdałam sobie sprawę, że straciłam wiarę w cokolwiek realnego między nami.
Siódmego dnia w końcu pojechaliśmy w góry.
Miałem nadzieję, że zmiana otoczenia pomoże. Zaplanowałem własną trasę, wybrałem wycieczkę i umówiłem się z przewodnikiem. A potem wszystko poszło nie tak. Aleksiej się zgubił, nie chciał iść z grupą, a kiedy się spotkaliśmy, wybuchnął: „Czy ty w ogóle cokolwiek wiesz?”. Mówił głośno, zirytowany, jakbym był obcym człowiekiem. Nie odpowiedziałem. Po prostu odwróciłem się i odszedłem. Poczułem, jak pęka we mnie ostatnia nić.
Ósmy dzień minął w ciszy. Prawie się nie odzywaliśmy. Podczas kolacji pożegnalnej zasugerował, żebyśmy „zapomnieli o wszystkim i zaczęli od nowa”. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
“Już tego nie potrzebuję.”
Wzruszył ramionami, jakby nic go to nie obchodziło. W tym momencie w końcu zrozumiałem: to nie był mój facet.
Po powrocie do domu długo próbowałem zrozumieć, co się stało. Czy to było oszustwo? A może po prostu nie dostrzegałem oczywistości? Może trzy miesiące komunikacji to za krótko, żeby naprawdę kogoś poznać? Wakacje stały się papierkiem lakmusowym. Tam, gdzie nie ma masek, nie ma scenariusza, wyłania się istota. A jej istota okazała się daleka od tego, czego szukałem.
Teraz wspominam te wakacje bez bólu, ale z wdzięcznością. Pokazały mi, jak ważne jest, by nie ignorować pierwszych sygnałów ostrzegawczych. Jak ważne jest, by nie zatracić siebie dla czyjegoś komfortu. Jak ważne jest, by wiedzieć, kiedy odejść – nawet z pięknej, ale już zrujnowanej baśni.
A jeśli ktoś mnie zapyta, czy powinnam pojechać na wakacje z mężczyzną po trzech miesiącach związku, odpowiem: tak, ale nie dla relaksu. A dla prawdy. Bo to na wakacjach wszystko naprawdę staje się jasne.