„Następnym razem na pewno się uda“, szeptał, całując ją w skroń.
To był już czwarty rok prób: niekończące się zastrzyki, hormony, harmonogramy.
Pierwsze nieudane in vitro było dla niej ogromnym ciosem. Siergiej nic nie powiedział – kupił bilety i zabrał ją nad morze. Siedzieli na molo, jedli lody z posypką i wygłupiali się jak nastolatkowie, wierząc, że kiedyś się uda.

„Organizm potrzebuje odpoczynku“, powtarzał lekarz, spoglądając ponad okularami.
Ale odpoczywali rzadko. Wszystko było stawką. Każdy nowy cykl zaczynał się listą zadań i nadziei, a kończył łzami w łazience.
Pewnego dnia Natasha wyszła do apteki po test owulacyjny. Wróciła, a w kuchni stała jej mama. A Siergiej… siedział w sypialni, przy zgaszonym świetle, i nie odezwał się ani słowem.
„Co jej powiedziałaś?“, szeptała rozdzierająco Natasha.

Brak odpowiedzi.
Mama machnęła ręką: „Po prostu rozmawiałyśmy. Nic takiego, kochanie“. Ale Natasha poczuła, że coś się zmieniło.
Potem nadeszły milczące wieczory. Filiżanki stały nietknięte. Obiad stygnął na talerzach.
A potem mąż odszedł.
Trzeciego dnia nie wytrzymała. Pojechała do matki.
„Mamo, co zrobiłaś? Co jej powiedziałaś?!“, krzyczała bez głosu.
„Są rzeczy, których lepiej nie ruszać“, powiedziała cicho, unikając wzroku.
„Jakie rzeczy?!“, drżała. „Przecież walczyliśmy latami! A ty… ty to wszystko zniszczyłaś!“
Mama zbledła.
„To nie ja zniszczyłam. To ty. Ja po prostu… nie mogłam dłużej milczeć.“
Późno wieczorem przyszedł SMS od Siergieja: „Jutro przyjdę po swoje rzeczy.“

Przyszedł, jak obiecał, milcząco spakował ubrania.
„Siergiej… powiedz, co jej powiedziałaś?“, szeptała.
„O Kirillu“, wyszeptał. „Że usunęłaś ciążę. Miesiąc przed naszym ślubem.“
„Bałam się… byłam młoda…“, wyszeptała.
„Nie o to chodzi“, pokręcił głową. „Chodzi o to, że kłamałaś. Przez lata. Co miesiąc dzieliliśmy nadzieję i ból… a ty wiedziałaś. Kłamałaś.“
Odszedł. Po tygodniu przyszły papiery rozwodowe. Natasha podpisała je, nie patrząc.