Poranne ćwiczenia, warkoczyki, wykrochmalone kołnierzyki na szkolnych mundurkach

Poranne ćwiczenia, warkoczyki, wykrochmalone kołnierzyki w mundurkach szkolnych, kokardy na święta i starannie przycięte grzywki – taki był wizerunek dziewczyny z radzieckiej szkoły.

Ale za tym zewnętrznym spokojem kryli się przyszli inżynierowie, lekarze, nauczyciele, naukowcy. Dzieciństwo spędziły w kolejkach po chleb, czytając Tołstoja i Turgieniewa, uczestnicząc w klubach i olimpiadach, opiekując się młodszymi i pomagając ich rodzicom.

Nie wiedzieli, jak udawać. Nie musieli. Nauczono ich szczerości. I nawet jeśli nie wszyscy mieli takie same szanse na start, każdy umiał marzyć – a te marzenia często nie dotyczyły sukienek, ale lotów kosmicznych, wielkich odkryć, pracy w szpitalu czy nauczania na wydziale.

Dziewczęta z tamtych lat, zwłaszcza z klas starszych, nosiły skromne sukienki, przepasane paskami. W święta – białe fartuszki, w dni powszednie – czarne. Zimowe płaszcze, przekazywane z siostry na siostrę, były starannie przerabiane przez matki. Nawet torby – skromne, materiałowe, bez logo – wpisywały się w ogólną ideę: najważniejsze jest nie to, co trzymasz w rękach, ale to, co masz w głowie.

A mieli wiele na głowie.

Radzieckie uczennice znały na pamięć wiersze Jesienina i Achmatowej, pisały wypracowania o Błoku i Buninie i walczyły o prawo do udziału w Olimpiadzie Wszechzwiązkowej. Ich zdolność analitycznego myślenia kształtowała się nie w drogich szkołach z interaktywnymi tablicami, lecz za zeszytami o zaokrąglonych krawędziach, pod lampkami z materiałowymi abażurami, przy filiżance słodkiej herbaty i kromce chleba z masłem.

Byli przyjaciółmi. Naprawdę. Bez rywalizacji i zazdrości. Dziewczyna z pięknym charakterem pisma pomagała tej, która nie radziła sobie z esejem. A ona w zamian dzieliła się ze mną śniadaniem – choć skromnym. Łączyło ich coś, co dziś trudno osiągnąć – wspólnota idei i celów. Dorastali w tym samym rytmie, wierzyli w świetlaną przyszłość i wiedzieli, że bycie dobrym człowiekiem jest o wiele ważniejsze niż bycie modnym.

Wielu z nich opiekowało się babciami w dzieciństwie, prało ręcznie, pomagało w ogrodzie. A potem – po szkole – szli na uniwersytety, często byli przydzielani do wsi, pracowali w szkołach, szpitalach, budowali domy, zakładali fabryki. Ale wszystko zaczęło się właśnie wtedy, w szkolnej ławce, gdzie, w tym samym mundurku i tych samych butach, uczyli się nie tylko matematyki i literatury, ale także skromności, cierpliwości i pracowitości.

Ich umysły hartowały się pod wpływem zadań z fizyki, dyktand, esejów na temat „Co to znaczy być człowiekiem?”. Ich serca były otwarte, a poglądy szczere. Nie umieli robić sobie selfie, ale umieli słuchać i słyszeć. Nie nosili dżinsów, ale czytali Sołżenicyna pod kołdrą. Nie dostawali iPhone’ów, ale robili notatki na marginesach podręczników, cytując Majakowskiego.

Nikt nie próbował być lepszy kosztem innych. Bycie mądrym było honorowe. Bycie pracowitym było godne szacunku. A nawet ci, którzy nie otrzymali certyfikatów, wiedzieli, że ich wiedza to przyszłość. Kroczyli przez życie z wyprostowanymi plecami, bo wiedzieli, że wiedza to potęga, a inteligencja to ozdoba o wiele trwalsza niż jakikolwiek strój.

Te dziewczyny są już babciami. Nadal prostują plecy, siedząc przy oknie z książką. A jeśli zapytać je, co było najważniejsze w ich młodości, odpowiedzą bez wahania: dobroć, uczciwość i pragnienie wiedzy.

Choć wszystko się zmieniło – jaskrawe witryny sklepowe, marki odzieżowe, konkurencja nawet w pierwszej klasie – obraz radzieckiej uczennicy wciąż żyje w pamięci ludzi. Obraz, w którym nie ma miejsca na powierzchowność. W którym inteligencja jest dumą, a nie dziwactwem.

I może warto o tym przypomnieć współczesnym dziewczynom. Przecież w świecie pełnym informacji, szczególnie ważny jest nie tylko dostęp do nich, ale także umiejętność myślenia, analizowania i odczuwania. Radzieckie uczennice wyróżniały się inteligencją – bo nie potrzebowały wyróżniać się w żaden inny sposób. Ceniono je za pracowitość, wytrwałość, życzliwość i uczciwość. Patrząc na nie z perspektywy czasu, możemy śmiało powiedzieć: prawdziwa godność rodzi się w prostocie, szczerości i pragnieniu wiedzy.

W tamtych latach nikt nie przejmował się wyglądem. Jeśli już rozmawiano o wyglądzie, to mimochodem, między lekcjami, z rezerwą i częściej w formie troski: „Chory jesteś? Blada twarz…”. Najważniejsze nie działo się na zewnątrz, ale w środku: w myślach, dążeniach, czynach.

Radziecka uczennica dorastała w atmosferze wielkiego znaczenia. Każdy dzień zaczynał się od hymnu, każda lekcja od apelu, a każda godzina lekcyjna od rozmowy o czymś ważnym. Słuchały opowieści o bohaterach-pionierach, pisały listy do weteranów, zbierały makulaturę i oddawały złom. To nie były puste zajęcia. To kształtowało charakter – troska o innych, wiara we wspólną sprawę, szacunek dla historii.

I marzyli. Nie skromnie, nie – naprawdę. Marzyli o karierze naukowców i baletnic, pilotów i architektów. Ich marzenia nie zależały od wielkości rodzinnego budżetu. Bo wtedy wierzyli: jeśli jesteś pracowity i uczciwy – wszystko jest możliwe.

I nie ma znaczenia, ile masz sukienek. Liczy się to, jak patrzysz na świat. A oni patrzyli z ciekawością, z otwartym sercem. W każdym wydarzeniu widzieli szansę, by się czegoś nauczyć. Nawet w porażkach. Nawet w złych ocenach.

Te uczennice nie narzekały na życie. Wiedziały, że wiele jest ich winą. Nie obwiniały okoliczności, ale starały się je przezwyciężać. Uczono je odpowiedzialności – nie słowami, ale przykładem. Mama, zmęczona po zmianie w fabryce, wciąż prasowała ich szkolny fartuch. Ojciec, wracając z fabryki, sprawdzał prace domowe. I ta cicha, codzienna opieka nauczyła dziewczęta jednego: być rzetelnymi, użytecznymi, być sobą.

Nie mieli gadżetów, ale rozmawiali. Długo, szczerze, z głębi serca. W przerwach nie siedzieli w milczeniu, wpatrując się w ekrany, lecz omawiali książki, kłócili się o bohaterów, dzielili się intymnymi sprawami. Przyjaźń była głęboka. Nie mierzono jej polubieniami, ale czynami.

W trudnych chwilach trzymali się razem. Wspierali się, wychodzili z opresji, dzielili się rublem i ramieniem. Nie uważali dobroci za słabość – wręcz przeciwnie, była ona ich główną siłą. I tę siłę nosili ze sobą – w dorosłość, w zawód, w rodzinę.

A dziś, jeśli spotkasz taką kobietę – wychowaną w tej szkole – od razu to poczujesz. W jej mowie, postawie, sposobie, w jaki trzyma filiżankę herbaty czy poprawia szalik wnukowi. To jest dostojność. Nie krzykliwa, nie na pokaz. Ale spokojna, głęboka. Dojrzała.

Tak, świat zmienił się od tamtej pory. Wiele rzeczy stało się bardziej dostępnych, szybszych, jaśniejszych. Ale czy stały się ważniejsze? Modne nie znaczy eleganckie. Drogie nie znaczy godne. I być może współczesnym dziewczynom, zagubionym w świecie trendów, tak bardzo brakuje wizerunku tej typowo radzieckiej uczennicy – surowej, ale miłej, skupionej, ale szczerej.

W końcu to oni kiedyś, w identycznych mundurach, przy biurkach z kałamarzami, tworzyli przyszłość. Bez zbędnego hałasu. Po prostu wykonywali swoją pracę. Uczyli się wierszy. Wiązali kokardy. Marzyli o wielkich rzeczach. I wierzyli w siebie.

Wspomnienia radzieckich uczennic to nie nostalgia za mundurkiem. To wspomnienie czasów, gdy inteligencja i wewnętrzna głębia były cenione bardziej niż skorupa. I być może to właśnie ta prosta prawda brzmi dziś szczególnie nowocześnie: bycie mądrym jest zawsze w modzie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *