Chciała po prostu wysłać mężowi selfie – w nowym swetrze, z lekkim uśmiechem i na tle przytulnej sypialni. Marta stała przed lustrem. Oświetlenie było delikatne, a jej włosy starannie ułożone. Pod zdjęciem umieściła słodki podpis: „Tęsknię za tobą”, nie spodziewając się, że 43 sekundy po otrzymaniu wiadomości jej mąż, Thomas, zadzwoni do niej i powie jedno słowo: „Rozwód”.
Na początku myślała, że żartuje. Jednak 15 minut później dotarł do domu, w milczeniu spakował swoje rzeczy i wyszedł. Pozostawiając w SMS-ie tylko jedno zdanie: „Lepiej uważaj, co trafia w kadr”.
Spojrzała na zdjęcie sto razy. Na pierwszy rzut oka nie ma nic podejrzanego. Ale za 101 razem jej twarz zbladła.
W lustrze, tuż za nią, stał mężczyzna. Półnagi, zrelaksowany, z kubkiem w dłoni. Nie Thomas. Ktoś inny.
Problem? Była sama w domu. Przynajmniej tak myślałem.
Marta pobiegła jak szalona, żeby sprawdzić pokoje. Nikt. Ale w koszu jest kubek. Mężczyzna. Na stoliku nocnym leżą perfumy, których ona nie kupiła. A w szafie jest koszula nieznanej marki.
Była w szoku, gdy zdała sobie sprawę, że nie wie, kim ona jest. Nie ma imienia, nie ma mowy, żeby znalazł się w tym domu. Nie pamiętała nawet, żeby ktoś przyszedł.
I wtedy naprawdę się przestraszyła. Zdjęcie, które zniszczyło jej małżeństwo, było również dowodem na to, że nie była bezpieczna.
Policja nie znalazła żadnych śladów włamania. Nikt nie widział, żeby ktoś wchodził lub wychodził. A zdjęcie na telefonie zniknęło samo z siebie po dwóch dniach.
Jednak Thomas nigdy nie wrócił. A Marta nadal budzi się każdej nocy i myśli, że On znowu za nią stoi.