Myślałam, że to jedynie leżący na trawie sznurek… Ale to, co zobaczyłam, naprawdę mnie zaskoczyło.
Tego ranka, jak zwykle, wyszłam do ogrodu. Słońce ledwie zaczęło się wznosić, powietrze było rześkie, a krople rosy wciąż migotały na źdźbłach trawy.
Miała być to zwykła poranna czynność — podlanie kwiatów i pielęgnacja roślin — gdy nagle dostrzegłam coś dziwnego na trawniku.
Przez chwilę byłam przekonana, że ktoś upuścił kawałek sznurka. Był długi, ciemny i pokręcony, leżący dokładnie na ścieżce. Zatrzymałam się, zaciekawiona. „Może to wąż ogrodowy?” — przemknęło mi przez głowę. Jednak już po chwili poczułam dreszcz: ten „sznurek” miał w sobie coś żywego.

Zrobiłam kilka ostrożnych kroków do przodu i zamarłam. Pierwsza myśl: „Czy to może być wąż?!” Moje serce zabiło szybciej. Instynkt podpowiadał, by uciekać, ale ciekawość była silniejsza. Wyjęłam telefon, żeby uchwycić to zjawisko, i zbliżyłam się jeszcze bardziej.
Gdy spojrzałam bliżej, zorientowałam się, że się myliłam — to nie było ani sznur, ani wąż. Przede mną pełzała żywa kolumna: setki maleńkich gąsienic szły równo jedna za drugą, jak podążające za niewidzialnym przewodnikiem. Ich ciała niemal się dotykały, a one poruszały się jak w doskonale zorganizowanym pochodzie.
Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim widokiem. To nie było przypadkowe zgromadzenie owadów, lecz prawdziwa procesja.

Później dowiedziałam się, że fachowo nazywa się to „procesją gąsienic”. Niektóre gatunki, zwłaszcza w określonych strefach klimatycznych, przemieszczają się właśnie w długich, zwartch formacjach. Naukowcy twierdzą, że w ten sposób zwiększają swoje szanse na przeżycie: kolumna odstrasza drapieżniki, ułatwia znalezienie pokarmu i pozwala oszczędzać energię — gąsienice w środku i na końcu korzystają z już przetartej ścieżki.
Dla mnie była to lekcja, jak niezwykłe cuda kryją się tuż obok nas. Nawet w pozornie zwyczajnym ogrodzie mogą dziać się małe cudeńka natury, jeśli tylko poświęcimy im uwagę.

Po tym zdarzeniu długo obserwowałam, jak gąsienice znikają w gąszczu trawy. Nie wiem, skąd przybyły ani dokąd zmierzały, ale ta przygoda zostawiła we mnie ciepłe wspomnienie i przypomnienie, że nawet w codzienności kryje się coś niesamowitego.
A czy Ty kiedykolwiek byłeś świadkiem czegoś niezwykłego na swoim podwórku?