Zwykły dzień. Artem, jak zwykle, został w pracy po godzinach, ponieważ był przytłoczony pilnymi raportami.
Miasto pogrążało się już w ciemnościach, gdy w końcu zaparkował samochód niedaleko domu. W mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl: kolacja i sen.
Włożył klucz do zamka, przekręcił, pchnął drzwi… i osłupiał, stając na progu.
Jego młodszy brat Jegor siedział na podłodze w korytarzu – ten sam, którego Artem nie widział przez ponad trzy lata po ich wielkiej kłótni. Był brudny, miał podartą kurtkę, a jego oczy były czerwone od zmęczenia i łez. Obok leżał plecak i plastikowa torba z jedzeniem.
Artem zamarł. Miliony pytań przemknęły mi przez głowę w ciągu sekundy: dlaczego on tu jest? Co się stało? Dlaczego w tej formie?
Jegor spojrzał na niego i powiedział stłumionym głosem:
- Przepraszam. Po prostu… nie miałem dokąd pójść.
Było tak, jakby ktoś ściskał serce Artema. Wspomnienia z dzieciństwa, wieczorów spędzonych wspólnie przed komputerem, niekończących się kłótni – wszystko powróciło jedną falą. Wszedł cicho, zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie na podłodze.
„Okej” – powiedział cicho. – Teraz jesteś w domu.
Czekały ich długie rozmowy, wyjaśnienia i być może trudne przebaczenie. Ale w tym momencie jedno było ważniejsze: znowu byli razem.