Dwadzieścia lat temu mój mąż opuścił mnie i nasze małe dziecko, wyjeżdżając z miasta i nie płacąc ani grosza alimentów. Początki były niezwykle trudne.
Moi rodzice robili, co mogli, aby mnie wspierać, ale wiedziałam, że nie mogę na nich zrzucać odpowiedzialności za swoje życie. Musiałam szybciej wrócić do pracy, by zapewnić byt sobie i synowi.

Mój syn stał się sensem mojego życia. Wyrósł na mądrego, odpowiedzialnego mężczyznę, który dziś mieszka za granicą. Ma rodzinę, dziecko i prowadzi własny biznes. Jestem z niego dumna, a mimo odległości zawsze mogę liczyć na jego wsparcie.
Jednak kilka miesięcy temu, niczym burza z jasnego nieba, w moim życiu pojawił się mój były mąż. Człowiek, który kiedyś odebrał mi spokój, wrócił po latach z nietypową prośbą – chce przejąć część mojego domu, argumentując to naszym dawnym małżeństwem i wspólną własnością.
Gdy go zobaczyłam, sprawiał wrażenie przygnębionego i zmęczonego. Wyglądał jak ktoś, kto w życiu przeszedł niejedno. Nie wiem, czy to choroba, długi, czy inne problemy, ale jego bezpośredniość była przytłaczająca: „Podzielmy majątek po równo, albo będę musiał iść do sądu” – powiedział bez cienia wstydu.
Spojrzałam na niego i poczułam mieszankę uczuć: złość, żal, a może i odrobinę litości. Kiedyś zniszczył moje życie, pozostawiając mnie w najtrudniejszym momencie.

Teraz znowu próbuje wszystko wywrócić do góry nogami. Czy mogę jednak z czystym sumieniem mu pomóc, wiedząc, co przeszłam?
Teraz stoję przed trudnym wyborem: iść za głosem sumienia, czy walczyć o swoje prawo do spokojnego życia. Nie wiem też, jak o wszystkim powiedzieć synowi. Czuję się zagubiona i potrzebuję porady. Jak postąpić w tej sytuacji?