Po trzech dniach nieustannej pracy w końcu wsiadłam na pokład — wyczerpana, wykończona i marząca o jednej rzeczy: ciszy. Filmie, drzemce, może kieliszku wina. Kilku spokojnych godzin nad chmurami.
Ale najwyraźniej los miał inne plany.
Ledwie usiadłam i wyciągnęłam tablet, stało się. Dziewczyna w rzędzie przede mną — około dwudziestki, z bujnymi włosami sięgającymi pasa — odchyliła się… i rzuciła swoje długie pasma na zagłówek i na mój stolik.

Prosto przed mój ekran.
Na początku zachowałam spokój. Lekko stuknęłam ją w ramię i grzecznie poprosiłam o odsunięcie włosów. Przeprosiła słodko i to zrobiła.
Ale dziesięć minut później włosy znowu leżały na moim stoliku — jeszcze bardziej rozłożone, jakby chciała zagarnąć mój teren.

Tym razem poprosiłam stanowczo. Bez reakcji. Udawała, że mnie nie słyszy.
Wtedy puściły mi nerwy.
Nie podniosłam głosu i nie zrobiłam sceny. Zamiast tego wyciągnęłam trzy gumy do żucia, rozpakowałam je i zaczęłam wolno żuć.
Gdy ona wpatrywała się w telefon, kompletnie nieświadoma, zaczęłam dyskretnie wciskać kawałeczki gumy w jej jedwabiste kosmyki. Jeden. Dwa. Trzy.
Piętnaście minut później drgnęła — i zamarła.
„Co do…?” wyszeptała przerażona, chwytając włosy.
Nie odrywając wzroku od ekranu, powiedziałam: „Tak się dzieje, gdy nie szanujesz czyjejś przestrzeni.”
„Jesteś szalona!” syknęła.
„A ty jesteś nieuprzejma,” odparłam spokojnie. „Masz dwie opcje: lecieć dalej z gumą we włosach i cieszyć się wyjątkowym strzyżeniem później… albo pożyczę ci moje nożyczki do manicure i od razu to naprawię. Twoja decyzja.”

Patrzyła na mnie bladym jak trup spojrzeniem.
Położyłam się odrobinę do przodu. „Jeśli jeszcze raz wyrzucisz włosy tutaj, na następny lot będziesz potrzebować peruki. A ja tnię idealnie — nawet podczas turbulencji.”
Nic już nie powiedziała. Siedziała prosto jak posąg, z upięciem najszczelniejszego koka, jaki kiedykolwiek widziałam.
Wreszcie mogłam w spokoju obejrzeć film — i powiem wam, że to był najbardziej satysfakcjonujący lot od lat.